Jesień to idealny czas na stosowanie kosmetyków z retinolem. Czy warto go polubić? Owszem! Warto też wiedzieć jak działa, jakie ma właściwości i jak powinna wyglądać prawidłowa pielęgnacja domowa z owym magicznym składnikiem.
Magiczny retinol i jego właściwości
Na
początek mała ciekawostka. Historia witaminy A to zaledwie 100 lat. Pierwszy
raz opisano ją w 1913 roku, a identyfikacji chemicznej dokonano w 1930 roku.
Kilka lat później odkryto jaki wpływ ma niedobór witaminy A na proces
starzenia się skóry.
A czy wiecie, że pierwszy raz zastosowano tę substancję w 1956 roku w celu odmłodzenia
skóry, natomiast
w 1999 roku do sprzedaży trafiły pierwsze kosmetyki?
Retinol co najważniejsze w czystej postaci jest jednym z najbardziej cenionych składników w preparatach pielęgnujących. Niestety w kosmetykach występuje najczęściej w formie nieaktywnej, która musi zostać aktywowana w komórkach skóry poprzez wieloetapowy proces.
Zaaplikowany na skórę ulega w większej części estryfikacji do palmitynianu retinolu, który stanowi jego formę zapasową magazynowaną w wątrobie. Musicie wiedzieć również, że aktywny metabolit, czyli kwas retinowy jest bardzo drażniący. Działa głównie wewnątrz jądra komórkowego. I to właśnie tutaj zachodzi dość skomplikowany proces stymulacji odpowiedniego fragmentu DNA, co w rezultacie usprawnia funkcjonowanie skóry.
Co się dalej dzieje? Zaczyna się proces rogowacenia naskórka dlatego zarówno struktura jak i koloryt skóry ulegają poprawie. Retinol wpływa też na naprawę kolagenu, redukuje czynność i rozmiary gruczołów łojowych, zwęża tzw. pory, a przez to wygładza i uelastycznia skórę.
Efektami działania retinolu są: likwidacja drobnych zmarszczek, zmniejszenie przebarwień, naprawa posłonecznych uszkodzeń skóry. Co ważne, te efekty pojawiają się dopiero przy długotrwałym, najlepiej wieloletnim stosowaniu, choć samo działanie zauważymy już po kilku miesiącach kuracji.
Musicie jednak pamiętać, że retinolu nie mogą stosować kobiety w ciąży oraz w okresie karmienia, dlatego nie mogą z niego korzystać również kobiety, które przygotowują się do ciąży.
Warto wiedzieć!
Retinol
i jego pochodne posiadają niewielką stabilność, często powodują podrażnienie,
uczucie pieczenia i napięcia skóry. Nie wolno stosować ich w słoneczne
dni – przebarwienia! Na szczęście kosmetyka idzie do przodu i można już znaleźć
nowoczesne preparaty, ulepszone w działaniu, o specjalnie dostosowanych cząsteczkach
wykazujących największą aktywność przy minimalnym stężeniu retinolu.
Znajdzie także preparaty zawierające syntetyczne retinoidy. Jak one działają? Odnawiają i różnicują komórki naskórka, odbudowują macierze międzykomórkowe oraz działają antyoksydacyjnie. Szczególnie przydatny jest retinaldehyd, który przekształca się w skórze do kwasu retinowego. Ale uwaga, uwaga! Kosmetyków z retinoidami nie należy stosować jednocześnie z innymi preparatami, które złuszczają, wysuszają czy też silnie oczyszczają.
Dla kogo i od kiedy?
Często słyszę pytania, w jakim wieku można rozpocząć kurację z retinolem i jak długo powinna ona trwać? Najlepiej pomyśleć o wprowadzeniu tego składnika do codziennej pielęgnacji po 30 roku życia. Dermatolodzy bardzo często polecają wiek po 35-tce. Niestety czasy się zmieniają, działa na naszą skórę coraz więcej zanieczyszczeń, smog, stres, promieniowanie itp.. Jeśli zauważycie wcześniej już pierwsze oznaki starzenia nic się nie stanie, gdy sięgniecie po kosmetyki z retinolem o mniejszych stężeniach.
Kolejna
ważna sprawa to czas samej kuracji. Pamiętajcie, że retinolu nie stosujemy w
okresie letnim i mocniejszego nasłonecznienia. Najlepiej wprowadzić pierwsze
preparaty jesienią i stosować je regularnie przez kilka miesięcy ( maksymalnie
12 tygodni i przerwa ), by działanie miało
jakikolwiek sens. Zaczynamy kurację od mniejszego stężenia i stopniowo
wprowadzamy mocniejsze. Skóra musi poznać ten składnik, musi jak
ja to nazywam „zaprzyjaźnić” się z retinolem. Najlepiej rozpoczynać kurację
od stężenia 0,20% i stosować preparat 2 razy w tygodniu w wieczornej pielęgnacji.
Jak powinna wyglądać domowa pielęgnacja?
Preparaty z retinolem stosujemy w wieczornej pielęgnacji, po dokładnym oczyszczeniu skóry ( po demakijażu i tonizacji ). W porannej pielęgnacji nie może zabraknąć produktów silnie nawilżających, regenerujących, odżywczych i odbudowujących. Obowiązkiem są wysokie filtry UV!!!
Z czym łączyć a z czym nie?
Retinol nie lubi konkurencji w złuszczaniu takiej jak np. kwasy. Jeśli decydujesz się na pielęgnację z retinolem, bardzo ważne jest stosowanie jednocześnie kosmetyków które posiadają w składzie ceramidy, wyciąg z aloesu, panthenol, kwas hialuronowy, roślinne peptydy, glicerynę, fosfolipidy, olej jojoba, olej makadamia, olej arganowy, witaminę E, czy skwalan. Sama lubię sięgać po preparaty z retinolem, które już są uzupełnione w owe substancje. Dlatego rewelacyjnym rozwiązaniem na początek przygody z retinolem będzie jedna z moich ulubionych serii Bandi, a mianowicie Medical Anti Aging. Tu właśnie znajdziecie 4 produkty zawierające retinol w różnych stężeniach oraz substancje takie jak odżywcze oleje, witaminę C, estry cholesterolu, glicerynę czy też alantoinę i masło Shea.
Naprawdę nie wiem, jak to się mogło stać, że nie poświęciłam jeszcze oddzielnego postu jednemu z moich ulubionych kosmetyków. Peeling kwasowy na naczynka od Bandi, który od dawna Wam polecam i o którego skuteczności przekonałam się również na własnej skórze.
Peeling z kwasami PHA
Podstawą formuły peelingu kwasowego na naczynka firmy Bandi są polihydroksykwasy (PHA) glukonolakton i kwas laktobionowy. Substancje absolutnie wyjątkowe, bo zachowując właściwości alfa i beta hydroksykwasów, są niemal zupełnie pozbawione ich działania drażniącego. W czasach „epidemii” nadwrażliwości jest to bardzo ważne, a peeling kwasowy na naczynka może być stosowany nawet do cer wrażliwych. Wyjątkowe właściwości polihydroksykwasów są związane z unikalną budową cząsteczki, która zapewnia skórze naprawdę skuteczne nawilżanie. Kwas laktobionowy jest nawet silniejszym humektantem od popularnej gliceryny. Ponadto ich kluczową funkcją jest wzmacnianie i poprawa integralności bariery naskórkowej, a to właśnie jej nadmierna przepuszczalność sprawia, że mamy do czynienia ze skórą wrażliwą. Glukonolakton i kwas laktobionowy są również silnymi przeciwutleniaczami, chronią skórę przed fotostarzeniem oraz zwiększają produkcję kolagenu. Rozjaśniają przebarwienia i ogólnie poprawiają koloryt cery. Peeling kwasowy na naczynka, jak sama nazwa wskazuje jest celowany do cer naczynkowych, jednak szerokie spektrum działania polihydroksykwasów sprawia, że sprawdzi się przy każdym rodzaju cery.
Cera naczynkowa i ze skłonnością do trądziku różowatego
Główną cechą cer naczyniowych jest duża wrażliwość oraz nadmierna reaktywność. Czerwienią się łatwo i często a z czasem rumień ulega utrwaleniu i może pojawić się trądzik różowaty. Cery te charakteryzują się płytkim unaczynieniem oraz nadmierną przepuszczalnością bariery naskórkowej. Ta dysfunkcja sprawia, że szybko ulegają odwodnieniu oraz są bardziej narażone na działanie czynników zewnętrznych. Również substancje kosmetyczne mogą na nie zadziałać o wiele silniej niż na inne cery. Polihydroksykwasy zawarte w peelingu kwasowym na naczynka poprawiają integralność bariery naskórkowej i wzmacniają jej funkcje ochronne. Cera wrażliwa staje się mniej przepuszczalna i bardziej odporna. Badania z zastosowaniem 4% kwasu laktobionowego wykazało całkowitą remisję lub zmniejszenie teleangiektazji (rozszerzonych naczyń) już po sześciu tygodniach jego stosowania. Ten produkt doskonale sprawdzi się także w pielęgnacji cery skłonnej do trądziku różowatego.
Cera sucha
Peeling kwasowy na naczynka zapewnia porządną dawkę nawilżenia, więc sprawdzi się również w przypadku cer suchych. Skóry te, podobnie jak naczyniowe, mają bardzo często uszkodzoną barierę skórną, co sprawia, że nadmiernie ucieka z nich woda. Kwasy PHA silnie wiążą wodę, jednak na peeling kwasowy na naczynka należy nałożyć jeszcze bogaty, odżywczy krem lub olejek, który tę wodę zatrzyma.
Cera przetłuszczająca się i skłonna do niedoskonałości
Polihydroksykwasy nie są substancjami pierwszego wyboru przy trądziku pospolitym, jednak peeling kwasowy na naczynka będzie wspaniałym uzupełnieniem pielęgnacji typu „anty-acne”. Kwasy i retinoidy stosowane do redukowania problemów cery z trądzikiem często wysuszają i podrażniają. Peeling z kwasami PHA w trakcie, a także po terapii zapewni nawilżenie i ukojenie oraz zmniejszy nadwrażliwość cery z acne. Musimy też pamiętać, że trądzik jest dermatozą zapalną i oczywiście wymaga leczenia dermatologicznego. Badania potwierdzają, że glukonolakton wykazuje działanie przeciwzapalne porównywalne do nadtlenku benzoilu stosowanego w leczeniu trądziku. W przeciwieństwie do niego w ogóle nie podrażnia skóry.
Cera dojrzała
Polihydroksykwasy neutralizują wolne rodniki i stymulują syntezę kolagenu, dlatego peeling kwasowy na naczynka będzie świetnym dodatkiem również do kuracji przeciwzmarszczkowej. Jednak starzenie to nie tylko zmarszczki. Z wiekiem skóra staje się bardziej sucha, pojawiają się na niej przebarwienia i rozszerzone naczynka. Kwas laktobionowy i glukonolakton zawarte w omawianym peelingu zmniejszają efekty fotostarzenia, nawilżają i skutecznie poprawiają koloryt skóry.
Peeling kwasowy na naczynka jest najlepszym peelingiem nie tylko dla cer naczyniowych – nadaje się również do każdego rodzaju skóry. Samo pojęcie peelingu w przypadku tego produktu może być jednak trochę mylące. Dzięki zawartości kwasów posiada on właściwości keratolityczne, czyli złuszcza i odnawia powierzchnię skóry, ale ja nazwałabym tę formułę raczej serum. Peelingu nie należy zmywać, pozostawiamy go na skórze i po jakimś czasie nakładamy krem nawilżający. Polihydroksykwasy nie uwrażliwiają skóry na słońce (co nie zwalnia nas oczywiście ze stosowania filtrów), można je stosować przez cały rok. Może być stosowany regularnie albo w formie kuracji, zawsze z kremem nawilżającym.
Moje pierwsze skojarzenie z nazwą „booster” to nic innego jak zabawne imię psa. Wiem, wiem, brzmi to śmiesznie, jednak nie da się ukryć, iż coraz więcej zapożyczamy nazw z języków obcych i możemy znaleźć dziwne dla nas określenia na kosmetykach i preparatach pielęgnujących. W rzeczywistości booster to zupełnie coś innego, a dodam nawet bardzo intrygującego. Pomyślałam sobie, że warto zgłębić ten temat i sprawdzić co to takiego, jak działa booster i czy warto po niego sięgać.
Booster = doładowanie dla skóry;)
Zacznijmy
od samej nazwy. Skąd się wzięła? Od angielskiego słowa „boost”, czyli
doładowanie. I jeśli pójdziemy tym tropem to możemy uznać, iż kosmetyki z nazwą
booster są niczym innym jak doładowaniem dla naszej skóry. Nie ukrywam znów
brzmi to zabawnie, choć takie rozwiązanie jest lepsze niż imię psa. No dobra,
przejdźmy teraz do konkretów.
Na rynku
kosmetycznym znajdziemy już takie preparaty jak serum czy esencja. Czym więc
różni się od nich booster? Skoro wiemy, że esencja jest wodnistą formą serum,
ale mniej skoncentrowaną, z kolei serum ma działać na konkretne problemy skórne
to znów booster powinien wzmacniać i właśnie „doładowywać” warstwę rogową
naszej skóry. Co za tym idzie? Ochrona przed czynnikami zewnętrznymi,
podrażnieniami czy też mikroorganizmami. To jednak nie wszystko, bo na rynku
kosmetycznym znajdziemy też takie boostery, których zadaniem jest wzmacnianie
działania poszczególnych kosmetyków. Jak widzicie mamy boostery o różnych
zastosowaniach, a jak to wygląda w praktyce?
Boostery mogą posiadać różne formuły i konsystencje. Mogą być żelowe, wodniste czy też kremowo – żelowe. Zawsze dobieramy je do typu naszej skóry i efektów, jakie chcemy osiągnąć. Stosujemy booster po dokładnym oczyszczeniu skóry lub demakijażu, przed nałożeniem kremu, rano i/lub wieczorem. Pamiętajmy, że przeciwwskazaniem do stosowania takiego preparatu jest nadwrażliwość na jakikolwiek ze składników kosmetyku. Dlatego też warto wcześniej sprawdzić skład i przeczytać opis producenta lub dołączoną ulotkę.
Co nam daje Booster?
I tutaj wrócę na chwilę do anatomii naszej skóry. Nie łapcie się za głowę, bo nie będę rzucała trudnych nazw. Musicie jednak wiedzieć, że najbardziej zewnętrzną częścią naszej skóry jest naskórek, a on składa się z wielu warstw, w tym właśnie z warstwy rogowej, o którą ma zadbać booster. To właśnie ta warstwa jest zawsze najbardziej narażona na działanie czynników zewnętrznych i warto o nią w odpowiedni sposób dbać, ale też ją wzmacniać od zewnątrz. Dlatego booster może okazać się świetnym rozwiązaniem. Jednym z moich ulubionych preparatów tego typu jest koncentrat nawilżający z czystym kwasem hialuronowym, czyli Bandi Boost Care. Zapytacie dlaczego? No oczywiście ze względu na działanie samego kwasu, który wiąże wodę w naskórku i przez to też nie pozwala jej zbyt szybko z niego uciekać. A co za tym idzie? Nawilżenie, napięcie skóry, wygładzenie. Same plusy!
W ofercie
Bandi znajdziecie jeszcze inne boostery. Polecam Wam zapoznać się z ich
składem, substancjami aktywnymi i działaniem. Booster to świetne uzupełnienie
naszej codziennej pielęgnacji i coś zbawiennego dla naszej skóry.
Słońce, plaża, morska bryza, uśmiech i piękna opalenizna. To, co poprawia nam samopoczucie niestety nie działa korzystnie na naszą skórę. Długotrwałe opalanie, kąpiele w słonej wodzie, wiatr czy piasek mogą przyczynić się do jej przesuszenia, podrażnień a nawet przebarwień. Jak powinna wyglądać pielęgnacja po lecie? Od czego zacząć?
Regeneracja skóry po wakacjach – od czego zacząć?
Po pierwsze pielęgnacja po lecie musi skupiać się wokół oczyszczanie i złuszczanie. Dzięki tym prostym zabiegom pozbędziemy się martwego naskórka, odświeżymy cerę, usuniemy zaskórniki i zniwelujemy drobne przebarwienia posłoneczne. Możliwości działania mamy wiele. Domowe sposoby to peelingi dobrane do typu skóry: drobno i średnioziarniste, enzymatyczne czy też kwasowe. Możesz postawić na poprawiające koloryt maski, które łączą w sobie właściwości złuszczające z regenerującymi.
A może udać się do profesjonalnego salonu kosmetycznego?
Ważną rolę w poprawie kondycji skóry po lecie odgrywają profesjonalne zabiegi w salonach kosmetycznych i gabinetach medycyny estetycznej. Kosmetyczka, kosmetolog czy lekarz dobiorą do typu i stanu twojej skóry odpowiednie substancje aktywne, dzięki którym pozbędziesz się przebarwień, ale też odbudujesz, odnowisz a nawet odżywisz skórę. Polecam szczególnie zabiegi oczyszczające jak kawitacja, mikrodermabrazja i oksybrazja, zabiegi z wyższymi stężeniami kwasów, czy wszelkie mezoterapie i infuzję tlenową oraz lasery.
Nawilżanie skóry – najważniejsze w pielęgnacji cery po lecie!
Bez względu na to, jaki typ skóry posiadasz nawilżaj, nawilżaj i jeszcze raz nawilżaj. Po wakacjach skóra będzie chciała pić, a Ty musisz o to zadbać zarówno od zewnątrz jak i od wewnątrz. Dlatego też postaw na preparaty nawilżające, w których składzie znajdziesz masło Shea, kwas hialuronowy, witaminy czy kojący D-panthenol oraz alantoinę. Wypijaj conajmniej 2 litry wody dziennie. Pomyśl także o nawilżaniu powietrza w pomieszczeniu, w którym przebywasz. A jeśli szukasz dla siebie odpowiednich produktów nawilżających polecam szczególnie serię Hydro care oraz Anti – dry.
Odżywienie skóry – popraw kondycję cery!
Czas na odbudowę i odżywienie skóry. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie zniszczenia w naszej skórze powoduje promieniowanie UV. Zapewne wiesz o fotostarzeniu, ale dołóżmy do tego jeszcze przebarwienia czy też zachwianą ochronę hydrolipidową naszej skóry. Dlatego też kolejnym krokiem w pielęgnacji cery po lecie, zaraz po oczyszczaniu, złuszczaniu i nawilżaniu powinna być odbudowa naturalnego płaszcza ochronnego skóry, zadbanie o prawidłowy mikrobiom oraz dostarczenie odżywczych substancji. I tutaj działaj preparatami, które w składzie posiadają witaminy A, E, C. Sięgaj po antyoksydanty, wyciągi roślinne, trehalozę, probiotyki.
Na szczególną uwagę zasługuje strefa wokół oczu, bo tutaj najszybciej zauważysz przesuszenie, ale i pierwsze zmarszczki. Zafunduj skórze zastrzyk nawilżenia, jak i odżywienia. Postaw na kuracje i maski całonocne, które w swoich formułach będą zawierały witaminy A, E, C, masło Shea, kwas hialuronowy, glicerynę, czy kolagen.
Filtry UV – nie możesz o nich zapomnieć!
Mimo tego, iż jesteś już po wakacjach nie rezygnuj ze stosowania filtrów UV, zwłaszcza jeśli podejmiesz działania złuszczające lub też rozpoczniesz silniejsze zabiegi, dzięki którym pozbędziesz się przebarwień. Pamiętaj, że usuwając starsze warstwy naskórka odkrywasz młodszą skórę, a ona jest szczególnie podatna na promieniowanie. Dlatego chroń ją przed szkodliwym działaniem UV. Stosuj filtry z wysokim SPF przez cały okres trwania kuracji z kwasami oraz zabiegów w salonach kosmetycznych i gabinetach medycyny estetycznej!
Ho, ho, ho… Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Utarło się, że życzymy sobie wesołych świąt. Ale jak tak policzyć: pranie firan, szorowanie okien na mroźnym powietrzu, godziny przy garnkach w kuchni, wielkie rodzinne sprzątanie, z którego każdy pragnie się wymigać, ubieranie żywej choinki, która kłuje w palce, ale za to pięknie pachnie. Wojny o Wigilię, u kogo w tym roku? Zmęczeni i sfrustrowani siadamy za stołem, bo większość jeszcze rano musiała iść do pracy (bo przecież Wigilia dzień jak co dzień w korporacjach czy urzędach).
W tym roku na studiach robię dodatkową specjalizację z Treningu Rozwoju Osobistego. Stworzyliśmy na tych zajęciach całkiem fajną i zżytą “grupę wsparcia”. Dzielimy się swoimi emocjami, doświadczeniami i rozmawiamy dosłownie o wszystkim przez bite 8 godzin co sobotę. Z okazji zbliżających się Świąt nasz prowadzący pozwolił nam obrać dowolny temat na nadchodzące ostatnie w tym roku zajęcia i jakież było moje zdziwienie gdy cała grupa jednomyślnie poprosiła o “Poradnik: jak przetrwać święta?”. Okazuje się, że wszystkich dotykają te same problemy. Zwaśnione rodziny, specyficzne ciotki i wujkowie, ktoś kto zawsze się spóźni, ktoś kto zawsze sprawi komuś przykrość. Tradycyjne życzenia w stylu: abyś w tym roku wreszcie znalazła męża (jakby mąż był złotówką na chodniku), abyście już powiększyli rodzinę, chcemy wnuki, chcemy prawnuki… I tradycyjne tematy przy stole: polityka, religia, obgadanie nieobecnych i na koniec diety, wszelkie diety świata – jak już wszyscy najedzeni to wymyślają jak się odchudzać po świętach. Brzmi to znajomo?
Jak zatem poradzić sobie z tym wszystkim. Przecież Święta Bożego Narodzenia to piękny czas, coś się kończy i coś zaczyna. Kończymy miniony rok, rozpoczynamy kolejny. Powinien to być magiczny moment, w którym ciepło domowe, rodzinne jest wg mnie większe niż upały na Wyspach Kanaryjskich. Te chwile gdy dom lśni czystością, w kuchni pięknie pachnie ciastem, gdy możemy pozapalać świece i napić się wina. Gdy możemy wtulić się pod kocem w ukochaną osobę, pobawić z dzieckiem, zrobić coś dla siebie. Tak naprawdę to wszystko zależy od nas i naszego nastawienia. Nie pozwólmy by ktokolwiek i cokolwiek zepsuło nam ten czas.
Spójrzmy na życie trochę łagodniej, przymknijmy oko na tych, którzy za wszelką cenę chcą żyć za nas, podać na tacy swoje złote rady, na tych, którzy zawsze wiedza lepiej niż My. Pozbądźmy się tego bagażu, który nie pozwala nam na krok do przodu. W książce Dzika droga, Cheryl Strayed (powstał też film na podstawie tej historii) jest taka piękna metafora życiowych problemów. Główna bohaterka pakuje plecak i na kilka tygodni wyrusza sama w góry. Z początku jej plecak jest bardzo ciężki, spakowała aż 40 kg ale im wyżej i dalej szła, powoli go opróżniała, więc stawał się coraz lżejszy i lżejszy…
Nie zostawiajmy niczego za sobą, nie udawajmy, że rozwiąże się samo. Spakujmy to i rozprawmy się z tym raz na zawsze. Możemy znacznie więcej niż nam się wydaje. A na zmiany nigdy nie jest za późno. Szczególnie gdy przed nami Nowy Rok. Ja zamiast listy postanowień w tym roku zrobiłam mapę myśli. To proste. Na środku rysujemy kółko a w nim główny cel, potem na boki idą strzałki do małych kółek, w których wypisałam co i kto jest mi potrzebny by ten cel osiągnąć. Jakie mam narzędzia do tego, jakie mogę podjąć działania i jak będzie wyglądało moje życie gdy to osiągnę. Zróbcie swoje mapy myśli i celów i rozliczymy się z nich już za 12 miesięcy. Trzymam za Was i za siebie kciuki. Szczęśliwego Nowego Roku!
“Wszelki duch Pana Boga chwali” to sformułowanie, stare jak świat, ostatnio pojawiło się w moim życiu aż trzy razy, więc pomyślałam, że to znak aby o tym napisać ten felieton. Po pierwsze dokładnie tak zaczyna się książka, którą czytałam na początku wakacji “Krok do szczęścia” (którą przy okazji mogę śmiało polecić, chociaż jak się okazało, jest to druga część z czterech, ale czytanie historii od środka też zawsze spoko). Drugi raz użył tego wyrażenia mój Tata, który pewnego dnia w drzwiach naszego mieszkania zobaczył kolegę z byłej pracy, którego nie widział od dobrych 16 lat. Okazało się, że Pan Franek po prostu przechodził w pobliżu i postanowił sprawdzić czy nadal tu mieszkamy. Trzeci raz to już osobiście rzuciłam do słuchawki, gdy zadzwoniła moja Ciocia, notabene Matka Chrzestna, z którą kontakt również mi się urwał kilka ładnych lat temu. Byłam zaskoczona, jak się wszystko pozmieniało.
Kiedyś dzwoniliśmy każdego dnia do ludzi. Ledwo z mieszkania wyszedł monter, który zainstalował nam kolorowe, plastikowe pudełko ze słuchawką i tarczą z dziurkami, a my już ochoczo wykręcaliśmy cyfry i dzwoniliśmy do wszystkich z rodziny, do znajomych, ba! nawet do sąsiadki z dołu. Takie były czasy… i zawsze było o czym pogadać…
Będąc z Tatą ostatnio na ryneczku wcześnie rano, rozglądając się za warzywami i świeżymi rybami, nagle usłyszeliśmy znajomy głos. To Pani Ula… Również nie widziana “naście lat” znajoma rodziców. Ta sama Pani Ula, która kiedyś w naszym domu na herbacie była dosłownie każdego dnia. Pamiętam jak dziś, stół w kuchni, ona, mama i herbata lub kawa… no i ploteczki, zawsze było o czym pogadać.
– No ja miałam wpaść do Was ostatnio, pogadać co tam słychać, ale taka jestem zabiegana, ciągle nie ma czasu – tłumaczyła się Pani Ula.
Jak to się wszystko stało? Nie naciągając tej historii mogę przysiąc, że kiedyś w naszym domu każdego dnia przewijały się tabuny ludzi. Jak nie koleżanki mamy, to babcia, jak nie babcia to sąsiadka z dołu, jak nie sąsiadka to któraś ciocia. Zawsze ktoś przychodził, pił herbatę i sobie szedł. A wieczorem siadało się przy telefonie i dzwoniło i znowu gadało. A teraz? Teraz to mniej więcej wygląda tak, gdy spotykamy koleżankę na ulicy (bo w domu to szans nie ma żadnych, ale o tym za chwilę…)
– Hej! – Co słychać? Widziałam na Facebooku, że wyszłaś za mąż! – Tak, tak już kilka lat temu, teraz wreszcie urodziła mi się córeczka! – Ah tak widziałam wczoraj zdjęcia na twojej tablicy, śliczna! – A co u ciebie, może wpadniesz do mnie na kawkę? – Jasne, ale innym razem, muszę lecieć po synka do przedszkola. – No tak, widziałam na Faceboku, też już duży chłopak, ile on ma? Trzy latka? – Prawie cztery…, no to lecę, pozdrów męża! Pa! – Pa!
Yyyy… no nie mówcie, że tak to nie wygląda! Z moją ulubioną psiapsiółką Karolką, też mamy dylematy, od kilku miesięcy obiecuje, że wpadnie na kawkę, zobaczyć moje mieszkanie pod Warszawą i jakoś dojechać nie może. Zawsze kończy się to “szybką kawą” w biegu gdzieś w centrum lub galerii. Jakoś tak mi do Ciebie nie po drodze… zawsze ta sama wymówka.
Ja nie wiem jak świat się zmienił przez te kilkanaście lat, ale sądziłam, że w miarę postępu zyskamy więcej wolnego czasu, przecież to maszyny nas wyręczają, stać nas na samochody, mamy komórki, powinno być nam łatwiej. Niestety nie jest. Ludzie co raz częściej zamykają się w czterech ścianach. Już w poniedziałek marzymy o piątku, a o 8:00 rano marzymy o 18:00 gdy będziemy mogli wskoczyć w wygodne dresiki, pod kocyk, a naszym jedynym szaleństwem wieczoru będzie skakanie, ale po kanałach telewizora.
Siedząc na fotelu u fryzjera, przeglądałam jakąś kobiecą gazetkę i tam również we wstępie było kilka słów o tym, że kiedyś wpadało się do siebie bez zapowiedzi, ot tak, jak Pan Franek po 16 latach. Dziś tak już się nie dzieje, trzeba się umawiać przez miesiąc czasu przez smsy, potem parę razy na Facebooku, potem ze 3 razy odwołać, aby w końcu przełożyć ten “temat” na jakiś dogodniejszy termin.
Ja wiem, że mówiąc “kiedyś było inaczej” wychodzę na starą ciotkę klotkę, ale spójrzmy prawdzie w oczy, przynajmniej mieliśmy czas by opowiadać 5 razy dziennie te same historie kolejnym odwiedzającym nas osobom, a w domu zawsze pachniało świeżo upieczonym ciastem “dla gości”. Dziś tworzymy grupy na Facebooku aby dotrzeć do wszystkich na raz, a o najważniejszych wydarzeniach w naszym życiu informujemy przez tablicę, kolekcjonując wirtualne kciuki. Może więc warto się na chwilę zatrzymać, pomyśleć, upiec ciasto i zaprosić bliskich, a jak nam odmówią to wbijmy się z tym ciastem do kogoś bez zapowiedzi, a co! Będzie fajnie!