Czy tylko ja mam wrażenie, że co roku przy okazji Sylwestra i mniej lub bardziej szampańskiej zabawy obiecujemy sobie zmiany na lepsze? Już chyba rytualnie prowadzimy te wewnętrzne monologi typu: “Ten rok może nie był najlepszy, ale następny…”, “Ja Wam pokażę!”, “Wszystko będzie inaczej”, “A wiesz czemu, bo zmiany zaczniesz już od 1 stycznia”, “Masz całe 365 dni”, “Nie ma co patrzeć w przeszłość, trzeba się skupić na przyszłości”. I tak, co roku…
Może nie będę odkrywcza, ale ja wiem dlaczego rok w rok robimy to samo. By poczuć szczęście. Chcemy najzwyczajniej w świecie być szczęśliwe, a nie ma lepszej okazji na “nowe szczęśliwsze życie” niż tzw. zaczynanie od zera, zaczynanie od nowego roku. I tak siedzimy za biurkiem w pracy lub przy kuchennym stole, mamy przed sobą kubek pysznej herbaty czy kawy i nowiutki, czyściutki kalendarz. I obiecujemy sobie w tym roku dokonać tak wiele… Uszczęśliwię się za wszelką cenę. Zapiszę się na lekcję hiszpańskiego, O matko! Jaka ja będę szczęśliwa jak już się nauczę języka. Schudnę z Anną Lewandowską, Ewą Chodakowską i nawet samą Cindy Crawford. Jezu, jakie mnie ogarnie szczęście jak już schudnę. Albo wiem, zrobię generalny remont, nic tak nie uszczęśliwia jak zakup nowych mebli i wydanie połowy wypłaty na nowe dodatki do domu. Planujemy wszystko ze szczegółami i długopisem w ustach i nastrajamy się optymistycznie do nowych działań. Tym razem musi się udać… Ale czy na pewno?
Żeby było jasne, wcale a wcale nie ufam horoskopom, ale nie będę udawać, że ich w ogóle nie czytam. Dziś dla przykładu, w jednym z moich ulubionych miesięczników wyczytałam taki oto cytat Seneki przy moim znaku zodiaku: “Gdyby zmysłowość dawała szczęście to zwierzęta byłyby szczęśliwsze od ludzi, ale szczęście ludzkie mieszka w duszy, a nie w ciele”. I zaraz przypomniała mi się scena z filmu “Bogowie”, w którym Dr Zembala (Piotr Głowacki) tłumaczył żonie pacjenta, który miał mieć przeszczepione serce, że jej mąż po operacji będzie taki jak dawniej. Kobieta jednak upierała się, że miłość jest w sercu, a więc z innym sercem on jej kochać nie będzie.Szczęście to jednak sprawa duszy. Nic co fizyczne nie uczyni nas szczęśliwymi, dopóki nie rozprawimy się z tym w naszych głowach. I nasuwa mi się na myśl inny cytat: “Jeśli małe rzeczy nie będą Cię cieszyły, to i duże tym bardziej nie ucieszą”. Właśnie na poszukiwaniu szczęścia skupia się stosunkowo nowa dziedzina – psychologia pozytywna. We współczesnym świecie ludzie nie wykazują satysfakcji własnym życiem, każdy pragnie „czegoś więcej”. Zapomnieliśmy jak cieszyć się prostymi i zmysłowymi przyjemnościami, zatraciliśmy kontakt z własną naturą, z innymi ludźmi i z przyrodą. Skupiamy się na pracy, żyjemy w pośpiechu, w pogoni za sukcesem, a gdy już go osiągniemy nie potrafimy się nim cieszyć, bo w między czasie “ktoś” osiągnął “coś” więcej i poprzeczka automatycznie się podniosła. Według Seligmana, specjalisty w dziedzinie psychologii pozytywnej, w nadmiarze dóbr materialnych człowiek żyje „w nędzy duchowej” wciąż pragnąc życia pełniejszego, sensownego, wartościowego.W moje ręce wpadła ostatnio książka “Bóg nigdy nie mruga”. Przeczytałam kilka rozdziałów i odstawiłam na półkę. Powielone milion razy slogany i typowe dla poradników hasła nie zrobiły na mnie wrażenia. Bądźmy szczerzy od lat autorzy tego typu poradników starają się sterować naszym życiem, uczą nas co robić aby osiągnąć szczęście, a tymczasem wraz z końcem lektury kończy się nasz zapał. Ja mam na to zupełnie inny sposób, możecie go zastosować lub nie. Zaczynam od końca. To tak jak Ford, gdy okazało się, że większości amerykanów nie stać na jego samochody, postanowił dostosować ich cenę tak, aby każdy mógł sobie na auto pozwolić. Ale nie zaczął od cięcia kosztów produkcji. Zaczął od końca, obniżył cenę do minimum, a potem nakazał podwładnym pracować tak, aby wciąż się to opłacało. Ja też zaczynam od końca. Możecie to zrobić w dowolnym momencie życia, o dowolnej porze dnia i nocy, byle nie od poniedziałku… (bo wiemy jak to się skończy). Uświadomcie sobie, że już jesteście szczęśliwe. Tu i teraz. Weźcie sobie mój przykład. Patrzę na siebie z czułością, przede mną nowy dzień. Oglądałam wczoraj piękny film, kawałek czekolady rozpuszcza mi się w ustach, zrobiłam pyszną zupkę, kupiłam kwiaty na targu, rzuciłam 5 zł grajkowi przy metrze. Cieszy mnie wszystko. Uśmiech mojej siostrzenicy, jej małe rączki rzucające mi się na szyję. Kolorowe liście pod nogami na chodnikach, miękkie i delikatne płatki śniegu. Gorąca i aromatyczna kawa, kolorowy samochód przejeżdżający ulicą, śmieszne graffiti na murze, ostatnia strona przeczytanej powieści. Nowy balsam do ciała, który pachnie obłędnie, kasztan znaleziony w kieszeni płaszcza, ciepły szal w kratę, wiewiórka i sikorka, która przypomina budowane w dzieciństwie karmniki z dziadkiem. Wszystko daje mi szczęście, czasem nawet łzy szczęścia. Jestem tu i teraz, nie każdy może tu być, nie każdy ma AŻ TYLE szczęścia by wszystkiego doświadczać, by czuć, by móc oglądać. Dajmy sobie szansę dostrzec to czego na co dzień nie widzimy. Jeśli nadal tego nie widzisz, weź telefon lub aparat w niedzielę i fotografuj do woli. Idź na spacer i przyglądaj się wszystkiemu tak, jakbyś tego wcześniej nigdy nie widziała. Tej ławce, którą mijasz każdego dnia, a na której padło nie jedno “Kocham Cię” i “Przepraszam”, temu pieskowi sąsiada, który merda na ciebie ogonem, a którego zawsze ignorujesz. Drzewom, pajęczynie, twoim niewypastowanym butom, rękawiczkom z dziurką, uśmiechom domowników podczas serwowania deseru, ciasta, które dziś sama zrobiłaś. Zrób zdjęcia ukradkiem swoim najbliższym i wreszcie sobie. Na koniec dnia przerzuć je na komputer i zobacz, ile masz szczęścia, tylko daj sobie na nie przyzwolenie. Doceń to co masz, a czeka cię wiele więcej…
0 komentarzy