„Kobiety się zmieniły, ale nie zmieniły wzorca męskości.
Nadal chcą widzieć mężczyznę jako wojownika i żywiciela.”
Philip Zimbardo
Podobno siłą jest kobietą, ale czy na pewno? W moim domu od pokoleń rządziły kobiety, babcia nad dziadkiem, mama chociaż malutka zawsze dominowała nad moim wysokim tatą i zanim się obejrzałam sama stałam się taką silną i niezależną kobietą. Kiedyś to były inne czasy, ale to właśnie kobiety z innych czasów walczyły o równouprawnienie, o jeansy, o pracę w korporacjach. Nie jestem jednak do końca przekonana, czy to było słuszne. Mam wrażenie, że w ogóle nie wzięto pod uwagę, że skoro my kobiety przechodzimy metamorfozę, to analogicznie zmieniać się będą również mężczyźni w naszym nowym „równym” świecie.
Jeden z moich psychologicznych Guru, Philip Zimbardo w jednym z wywiadów przy okazji ostatniego pobytu w Polsce powiedział: „Jeśli dziś jakiś młody człowiek mieszka wciąż z rodzicami, na garnuszku mamy i taty, to prawie na pewno jest to chłopak.” Niestety muszę się z tym zgodzić. Osobiście wyprowadziłam się od rodziców tuż po maturze, spakowałam walizkę i wyjechałam za granicę do pracy, po 8 latach wróciłam i zamiast do mamy i taty przeprowadziłam się do Warszawy. Wynajęłam mieszkanie, rozpoczęłam wymarzone studia (co nie było takie proste po 8 latach przerwy w nauce), zaczęłam pracować, by móc się utrzymać i zanim się obejrzałam miałam wszystko, prócz sensownego partnera. Kobiety kończą coraz lepsze i coraz to wymyślniejsze kierunki studiów, są niezależne, odważne i mądre. Od pokoleń ciężko na to pracowały i wreszcie mają okazję grać pierwsze skrzypce. Tylko nagle okazuje się, że to gra solo, bo nie łatwo jest znaleźć mężczyznę równie ambitnego i silnego, który wniesie do naszego życia nieco więcej niż geny dla naszych dzieci i skarpetki do kosza na bieliznę.
Jak kontynuuje Profesor Zimbardo: Mężczyźni uciekli do jednego jedynego miejsca, w którym czują się bezpiecznie, w którym nie muszą mierzyć się z kobietami, mogą za to mieć wszystko pod kontrolą i się wykazać. Do internetu. Kiedyś mieli do wyboru dwie role: wojownika albo żywiciela. W świecie realnym rzadziej się w nich spełniają, bo wojownicy nie są już potrzebni, a żywicielami, czyli osobami zarabiającymi na życie, dom coraz częściej są też kobiety. Ale w rzeczywistości wirtualnej nadal można wkładać ten kostium macho. Nie brzmi, ani nie wygląda to zbyt obiecująco, ale jak mam być szczera – same jesteśmy sobie winne. Wychodzi na to, że to taki skutek uboczny, którego nie przewidziałyśmy w procesie dążenia na upragniony szczyt. Niedawno minął Dzień Kobiet, więc tak mnie naszło na kobiecy temat. Myślę, że warto się jednak nad tym zastanowić. Dokąd to wszystko zmierza?
Aby trochę złagodzić ten temat dodam, że to głównie dotyczy mojego pokolenia, Panów 35 lat i mniej. Będąc na herbatce u moich dziadków zapytałam ich jak to możliwe, że wytrzymali ze sobą 60 lat. Na co dziadek odpowiedział mi „bo wtedy nie było ajfonów” a po chwili dodał, że ludzie teraz już nie rozwiązują problemów, ludzie idą na łatwiznę, gdy coś się psuje uciekają i szukają kogoś nowego, a powszechnie wiadomo, że nowe to nie koniecznie synonim lepszego. Babcia natomiast ma swoją teorię na ten temat. Zdradziła mi po kryjomu, że traktuje dziadka tak jakby był niezastąpiony. To dziadek chodzi po zakupy, zmywa, sprząta, gotuje przez co czuje się potrzebny i doceniony. Może właśnie tu jest ten pies pogrzebany. Mężczyźni XXI wieku patrząc na samorealizujące się kobiety nie mają im już czym zaimponować. A tymczasem co robią kobiety? Idą do kina na „50 twarzy Greya”. Nie wiem czy śmiać się czy płakać? Cały paradoks polega na tym, że przez wiele lat chciałyśmy być wolne i niezależne by teraz wzdychać i rozpływać się nad historią kobiety totalnie zniewolonej przez mężczyznę. Mój Boże, my jednak jesteśmy naprawdę skomplikowane.
W zasadzie wygląda to tak, że nadal rodzimy i wychowujemy dzieci, nadal dbamy o naszych mężczyzn, nadal gotujemy, sprzątamy i pierzemy. Różnica jest taka, że same sobie jeszcze do tej wyliczanki dołożyłyśmy 40 godzin pracy zawodowej w tygodniu, zabiegi pielęgnacyjne, manicure i pedicure. Naturalnie należy ten tekst potraktować z przymrużeniem oka, ale jednocześnie czas tupnąć nogą. Skoro my możemy, to po pierwsze Oni też mogą, a po drugie powinnyśmy zostać za to lepiej wynagradzane. Nie ma co się jednak oszukiwać i czekać na oklaski, lepiej od razu kupić sobie nowe szpilki… Jak mamy być królowymi tego świata, to trzeba jakoś się prezentować… 🙂
Jesli rownuprawnienie wedle tego artykulu znaczy pracowac, a w domu wciaz uslugiwac mezczyznie np. zgodnie z tekstem prac jego brudne skarpetki, to autorka chyba nie rozumie znaczenia slowa, o ktorym pisze….
Tak, czytam ze zrozumieniem. Tak, potrafie przymruzyc oczy, jednak jesli w tym nowoczesnym swiecie nagroda dla kobiety za jej prace maja byc niewygodne szpilki, ktore zapewnia, ze wyglada seksi i zgodnie z kanonem atrakcyjnosci podyktowanym przez mezczyzn, to musze powiedziec nie! (Rownoczesnie osobiscie nie majac nic przeciwko „szpilkom”.) Takie artykuly sa bardzo szkodliwe, gdyz utwierdzaja w przeswiadczeniu, o pozycji kobiety na poziomie sluzacej jego krolewskiej mosci!
Jesli nie rozumiem o czym pisze, to tego nie robie.
Tekst dotyczy złożonego tematu a przez to może być różnorako odbierany. Najważniejsze to odnoszenie się do poglądów innych z szacunkiem.